Paweł - Czytelnik Budujemy Dom, kotły grzewcze użytkuje od 1980, ostatni od 2024 r.

Dom: murowany, dwukondygnacyjny, 231 m2; ściany z poryzowanych pustaków ceramicznych (24 cm) i styropianu (15 cm), dach ocieplony pianką PUR; instalacja c.o. - z grzejnikami; komin systemowy; wentylacja grawitacyjna; dwie łazienki.
Kocioł grzewczy: model Logamax plus GB072-20; kondensacyjny gazowy, ze zintegrowaną pompą układu grzewczego i zaworem trójdrożnym do podłączenia pośrednio ogrzewanego pojemnościowego podgrzewacza c.w.u. (zastosowano zasobnik 120 l); na kotle regulator dotykowy, na parterze regulator pokojowy, na grzejnikach zawory termostatyczne; paliwo - gaz z sieci.
Decyzja: przez 45 lat, odkąd wyprowadziłem się z miejskiej kamienicy do rodzinnej daczy na wsi, korzystałem z kilku odmian kotłów grzewczych - od „kopciucha” na węgiel po markowy kondensacyjny na gaz z sieci. Początkowo na naszym terenie nie było sieci gazowej, dlatego zleciłem hydraulikowi wykonanie instalacji z żeliwnymi grzejnikami i kotłem zasypowym na węgiel (taka była wtedy najpopularniejsza metoda ogrzewania domu, do przygotowywania wody użytkowej zastosowałem elektryczną termę). Chociaż byłem silny i młody, doświadczyłem na własnej skórze, jak uciążliwa jest obsługa takiego urządzenia. Najgorsze było dźwiganie węgla, dokładanie go do paleniska kilka razy na dobę, w zimie budzenie się we wnętrzu z temperaturą np. 15°C (rankiem, po mroźnej nocy, nawet żeliwne żeberka były zimne). Musiałem też często wzywać kominiarza do czyszczenia murowanego komina. Sieć gazową zbudowano w naszej miejscowości po dziesięciu latach (usilnie staraliśmy się o to z innymi mieszkańcami). Do mojej zmod...
Aby przeczytać cały artykuł,
kup dostęp do Budujemy Dom online
kup dostęp do Budujemy Dom online
Uzyskasz dostęp do całego archiwum magazynu Budujemy Dom,
wydań specjalnych oraz miesięcznika Czas na Wnętrze
